Niby o subkulturach, niby coś nowego, niby różowe dredy, a tak naprawdę to tylko pozory ambitnego i oryginalnego kina. W rzeczywistości film nie różni się niczym od przeciętnej moralizatorskiej bajeczki. Byłam przygotowana na brak konkretnej fabuły, ale nie sądziłam, że film będzie aż tak sztuczny. Każda scena to kolejny odgrzany kotlet, wszystko już było, jakby wycięte z innych słabych filmów i wklejone w nowa konwencję. Sztuczne dialogi typu "Nie zabijesz tej miłości, ja ją kocham". W dodatku aktorstwo wołające o pomstę do nieba. Jedynym miłym zaskoczeniem jest dla mnie Maria Strzelecka. Widziałam ją wcześniej w "Wojnie Polsko Ruskiej", ale tam nie miała jak się wykazać. Niby amatorka a dała prawdziwy popis.